niedziela, 22 grudnia 2013

~Czy zmarli słyszą komplementy?~




              To dziś. Dziś mija okrągłe pół roku od śmierci Megan. Moja słodka Megan. Nie potrafiłam sobie wyobrazić jej powolutku gnijącego ciała. Nie mogłam. Po prostu była idealna. A idealność nie gnije. Ona po prostu albo jest na zawsze, albo znika.
               Powolutku uchyliłam drzwi ogromnej, starej szafy należącej do Meg. Tylko tutaj mogłam się odnaleźć. Poukładać wszystkie myśli, zszargane przez krwiożerczy świat. Czułam jej zapach- różę, która powoli odchodziła w zapomnienie. Z każdym dniem ten zapach bladł. Nikł w mieszance świata. Dawał mi do zrozumienia, że jej już nie ma- i nigdy nie będzie.
                Wyprostowałam się wychodząc z szafy. Pełno jej ubrań- w szczególności sukienek. Przepięknie w nich wyglądała, gdy tańczyła. Nie potrzebowała do tego muzyki. Cieszyła się życiem, zupełnie jakby przeczuwała, że niedługo odejdzie.
-Jutro możemy już nie żyć.
                 Cisza rozerwała mój szept oczekując jakichkolwiek emocji. Niestety. Nic nie znalazła. Uniosłam się pociągając za sobą jakąś sukienkę Megan. Losowałam. Otworzyłam jedno oko. Mina mi zrzedła. To była jej ulubiona sukienka. W niej poszła na pierwsze "spotkanie" z Malik'iem. W niej pierwszy raz się całowali. To właśnie tą sukienkę Zayn po raz pierwszy zdjął z Meg. Wiedziałam to. Ona mówiła mi o wszystkim, jestem tego pewna.
                  A teraz ja miałam ją założyć na uroczystość upamiętniającą. Nic bardziej okropnego. Westchnęłam cicho, a po chwili biała koronka oplotła moje ciało. Jezu, wyglądałam strasznie. Nie lubiłam bieli. Od prawie jedenastu nie mogłam jej znieść.
                  Spojrzałam w lustro. To ja powinnam być w grobie. Śmierć się pomyliła. To ja byłam wyblakła. Wyprana, pusta, niechciana. Westchnęłam przeciągle zmęczona życiem. Zerknęłam na zegar. Za pięć minut rozpocznie się uroczystość.
                  Imprezę czas zacząć.

                   Obserwowałam ludzi z pogardliwym wyrazem twarzy. Rozmawiali ze sobą ochoczo, nawet zdarzały się uśmiechy czy żarty.  Ciekawe czy Megan też jest do śmiechu? Zapewne ma niezły ubaw tam, kilka metrów pod ziemią, w śmierdzącej trumnie. O tak,po prostu "umiera ze śmiechu". Upiłam łyk z piersiówki, która należała kiedyś do mojego ojca.
-Skarbie zjedz coś, pewnie dzisiaj nic nie tknęłaś- szepnęła zachęcająco ciocia Frances.
-Od kilku dni nie jem- uśmiechnęłam się żałośnie.
-Effie!- aż się zachłysnęła.- Masz już prawie osiemnaście lat. Jesteś dojrzałą panną, a zachowujesz się jak rówieśniczka Ariel. Rozumiem, że strata Megan...
-Nie, Frances- pokręciłam głową.- Nic nie rozumiesz. Ona była moją jedyną rodziną!- syknęłam.-Była najważniejsza.
-Przesadzasz, kochanie... A ja?
                    Prychnęłam cichutko.
-Od sześciu lat nigdy sama z siebie nie zadzwoniłaś, aby zapytać jak się czujemy po śmierci rodziców. Nawet nie pojawiłaś się na moich urodzinach, które odbyły się miesiąc potem. Właściwie nikt nie przyszedł. Byłam tylko ja i Megan...- wzięłam kolejny łyk alkoholu.- Więc teraz nie udawaj, że jestem najważniejsza. Nigdy nie byłam.
                   Ciocia wstrzymała oddech. Jej oczy zionęły we mnie poczuciem winy. Miałam to gdzieś. Nagle kobieta uniosła dłoń i pogłaskała mnie po policzku. Wzdrygnęłam się. Nie lubiłam, gdy mnie dotykano.
-Effie proszę cię. Usiądź i zjedz z nami obiad. Zrób to dla niej. Dla Megan.
                    Westchnęłam. Zerknęłam na swoje ciało, na sukienkę. Boże, obrzydliwie w niej wyglądam. A potem się zgodziłam. Ociężałymi, skamieniałymi nogami stawiałam krok za krokiem ku potworom. Mojej rodzinie, rzecz jasna. Gdy usiadłam zapadła cisza. Zupełnie jakby bali się, że lada moment się rozpłaczę, albo rozpadnę. Poprawka. Ja już się rozpadłam.  Zagryzłam wargę. Megan wiedziałaby co zrobić. Od razu zaczęłaby rozmowę. Ale jej tu nie ma. Cholera jak boli.
-Więc, Effie- mąż Frances odchrząknął.- Jak się trzymasz?
                    Przewróciłam oczami w duchu. 1...2...3... Oddech. Nienawidzę gdy mnie o to pytają. "Jak się trzymasz?" "Jak się czujesz?"  Srak się czuję! Dzień za dniem kolejne cząstki mnie podążają do Megan. Rozpadam się powoli kawałek po kawałku, a oni tego nie widzą? Po prostu nie chcą widzieć. Lepiej myśleć, że problemu nie ma, niż podjąć się jego rozwiązaniu.
-Świetnie. Jestem sierotą, reszta rodziny o mnie zapomniała, a pół roku temu umarła moja siostra... Lepszego życia nie mogłabym mieć!- zaśmiałam się.
                    Wujek zacisnął usta w wąską linię rozumiejąc swój błąd. Ciocia spojrzała na mnie karcąco. Wzruszyłam ramionami. Miałam kłamać? Miałam powiedzieć, że jest idealnie? Nienawidzę kłamać, więc nie mogłam tego powiedzieć.
-Zawsze możesz z nami o tym porozmawiać...- westchnęła ciocia Frances biorąc łyk czerwonego wina.
-Nie, dziękuję. Mam Lucas'a.
-Malik'a? Jego brata?- wtrąciła babka Hellen.- Na pewno przejął po nim maniery. W końcu  są sierotami- prychnęła.
-Ja też jestem- syknęłam.
-Ale ty to co innego. Ciebie nie wychowywał kryminalista. Powinni tego złoczyńcę zamknąć od razu!- babka uniosła się, po czym zaczęła kaszleć.
-A wy znowu swoje...- przewróciłam oczyma.- Nie macie żadnych dowodów, że to Zayn zabił Megan. Równie dobrze moglibyście mnie o to osądzić- mąciłam widelcem w sałatce.
-Nie tym tonem, mło...- urwał dziadek, gdyż do pokoju weszła maleńka Ariel.
                    Dziewczynka nie przyszła sama. Tuż za nią wszedł on. Ubrany był w czarny garnitur maskujący wszystkie tatuaże, o których istnieniu pamiętałam doskonale. Swoim bursztynowym spojrzeniem omiótł stół i gości. Kilka kosmyków hebanowych włosów opadło na opalone czoło. Czułam jak pokój wypełnił zapach cynamonu. I ta aura... Czarna i ciężka jak noc.
-Mamusiu! Mamy kolejnego gościa!- uśmiechnęła się Ariel pokazując brak dwóch, górnych jedynek.
-Skarbie chodź do mnie- powiedziała Frances poważnym tonem wyciągając w kierunku córki dłoń.
                     Mała dziewczynka w podskokach udała się do mamy siadając na jej kolanach.
                     Ciotka coś do niej szepnęła, ale nie zwracałam uwagi co. Za bardzo skupiłam się na nim. Na jego nonszalanckiej postawie. Na dłoniach w kieszeniach... Był dalej takim, jakim go zapamiętałam. Taki sam. ZAYN MALIK. I martwi właśnie ożywają...
-Witaj, chłopcze- uśmiechnęła się niemrawo ciocia.- Usiądź z nami... Jak się czujesz? Minęło już pół roku od jej śmierci...
-A sprawca nadal nie został złapany- westchnął oskarżycielsko wujek.
                      Frances kopnęła go nogą pod stołem. Zakryłam twarz włosami chowając złośliwy uśmieszek. Należało mu się. Odchrząknęłam i zdecydowałam podnieść swój wzrok na rodzinę... I Zayn'a, który siedział naprzeciwko mnie.
                       Z zainteresowaniem wpatrywał się w krwiste wino. Badał jak cichuteńko odbija się od ścian naczynia. A potem jego wzrok spoczął na mnie. Momentalnie zaprzestał jakiegokolwiek ruchu. Poczułam jak krew zatrzymuje się w moich żyłach. On naprawdę był przerażający... Przerażająco przystojny. Oblizałam wargi. Skupiłam swoją uwagę na strzępkach rozmów...
-...naprawdę szkoda dziewczyny...
-...była taka cudowna...
-...mogłabym pomarzyć o takiej córce...
-...wielka strata...
                       Zagotowałam się. Dlaczego oni cały czas o mnie zapominają?! Przecież jeszcze tutaj jestem! JESZCZE żyję. Wbiłam widelec w spieczony kawałek kurczaka dalej wysłuchując ich gorzkich lamentów...
-...nigdy nie widziałam piękniejszej dziewczyny...
-...a jej niewinność biła na kilometry...
-...śmierć chyba pomyliła siostry...
                       Zamarłam. Szeroko otwartymi oczami spojrzałam kolejno po członkach rodziny. Wszyscy w milczeniu obserwowali mnie. Zayn również. Przyglądał mi się badawczo, a jego oczy nabrały złocistego koloru. Otarłam serwetką kąciki ust i z piskiem odsunęłam swoje krzesło od stołu. Ugryzłam język... Nie mogę pokazać im jak płaczę. Nie mogę pokazać, że mnie to zabolało. Ktokolwiek to powiedział.
-Przepraszam...
                        Zacisnęłam pięści i wycofałam się do kuchni. Oparłam się o blat i przetarłam oczy.
-Tylko mi tu kuźwa nie płacz, Effie- szepnęłam sama do siebie słysząc, że w pokoju obok znowu panuje gwar. Nie przejęli się mną ani trochę.
                        Wyszłam na taras. 1...2...3... Sięgnęłam do torebki. Szukałam papierosów, o których istnieniu wiedziałam tylko ja. Bo to były papierosy Megan. Nikt poza mną nie wiedział, że paliła. A teraz potrzebowałam przejąć ten nałóg. Położyłam dłoń na sercu sprawdzając czy jeszcze je mam. Nie sądziłam, że te słowa tak mocno mnie zranią. Że wychodzące z czyichś ust zabrzmią tak brutalnie.
                        Poczułam się jak intruz. Jestem intruzem. Intruzem, który potrzebuje zapalić.
-Tego szukasz?- głęboki głos przedarł się przez warstwy ciszy.
                        Obróciłam się napotykając jego obojętną twarz. Zerknęłam na paczkę papierosów. To były dokładnie te same papierosy, które kupowała Megan. Wzięłam jednego i zapaliłam.
-Skąd je masz, Malik?- zapytałam mrużąc oczy.
-Znalazłem obok twojego płaszcza- odparł stając bliżej mnie.
-A skąd wiedziałeś, że to akurat mój?- uniosłam brew.
-Był czarny. Więc wiadomo, że twój- przewrócił oczami.
-Och- wstrzymałam oddech.- Słyszałeś co o tobie mówili?
-Słyszałem- mruknął zaciskając dłonie na barierce.- Ale mam to gdzieś. Nie obchodzi mnie co myślą.
                         Chwila ciszy. Kilka wdechów. Bicie serc i trzepot rzęs.
-Tęsknisz za nią?- zapytałam wypuszczając siwy dym wolności.
-Tak. Trochę- uśmiechnął się tajemniczo.
-Co?
                          Obrócił się w moją stronę i kiwnął na sukienkę.
-Wyglądasz w niej o wiele lepiej niż Megan.
                          I nagle zabrakło mi powietrza.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
                          Hej ♥
                          Zgodnie z obietnicą dodaję rozdział dzisiaj. Mam nadzieję, że wam się spodoba.
                          Dziękuję za podwojoną ilość komentarzy pod poprzednim postem :)
                         +Być może jutro pojawi się nowy rozdział na Paradise, ale jeszcze nie wiem.
                          10 komentarzy- kolejny rozdział w środę
                          Wesołych Świąt ♥

16 komentarzy:

  1. Wooow. Uwielbiam Cię. Pf, KOCHAM CIĘ! To niewiarygodne z jak wielką lekkością piszesz i z jak wielką lekkością czyta się wszystko, co wyszło spod Twojej ręki.
    Dziękuję za chwilę przyjemności w niedzielny wieczór, jaką dał mi ten rozdział. Jest trochę smutny, chwyta za serce, ale mimo wszystko mam na twarzy uśmiech. Ach, kochana, uśmiecham się, bo wiem, że ten blog to strzał w dziesiątkę. Nie mogę się doczekać następnych rozdziałów.

    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  2. nie ma to jak się rozpłakać czytając rozdział, wiesz?
    tyle emocji, dodatkowo moje po wyobrażeniu sobie, utraty mojej Meg..
    piszesz świetnie, to aż niebywałe! to było cudowne...
    czekam na nowy rozdział, ściskam claudia ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli opowiadanie jest dobre przeżywasz. Płaczesz, śmiejesz się razem z nim. Nie możesz się oderwać. Zatapiasz się w nim i zakochujesz na zawsze. Takk.. A więc nie tylko ja tutaj ryczę :-*
      Lexi

      Usuń
  3. Końcówka :O !!! OMG, czekam na następny !!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Uuuuu... Romansik się szykuje. Aww.
    Lexi :-*

    OdpowiedzUsuń
  5. To jest świetne! To jest naprawdę cudowne! *-* Szykuje się niezły romansik :D Czekam na next :) Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku xx
    @luv_my_jade (możesz mnie informowac o nowych rozdziałach?)

    OdpowiedzUsuń
  6. WOW!! Słów mi zabrakło na opisanie tego rozdziału. Jest ... BOSKI! Oddaj talent:-*

    OdpowiedzUsuń
  7. aaaaaaaaaaaaaa !!!!!!!!!!!! Ja cię dziewczyno kocham ! Zazdroszczę ci talentu. Jest po prostu ogromny ! Podziel się troszeczkę pliska ;*
    Genialnie zaczyna się opowiadanie. Już się coś dzieje co podoba mi się niezmiernie. Jak już mówiłam ( pod zwiastunem na Paradais) zaciekawiłaś mnie na maxa ! :D Ta historia (czuje to !) będzie niesamowita. Już jest niesamowita. Mi brakuje słów i aż nie wiem co pisać xd
    Tak się cieszę, że trafiłam na twoje opowiadania bo uwielbiam czytać to co piszesz. Umiesz tak zbudować atmosferę i oddać uczucia bohaterów, że o wiem jak czują się w danym momencie i mogę sto razy lepiej sobie to wyobrazić. Ahh...*.* Do tego wygląd twojego bloga jest nieziemski. Jeśli robiłaś go sama to talen masz taki ogromny, że mi się w głowie nie mieści xd Jest prześliczny ! ♥.♥
    Nie mogę doczekać się kolejnego (na pewno cudownego ) rozdziału. Nie każ długo czekać ;*
    ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Boże... nawet nie wiem co powiedzieć!
    Ten rozdział ma w sobie nutkę magii..nie wiem jak to inaczej wyrazić!
    Malik jak zawsze cudowny*.*
    Zazdroszczę ci tej lekkości w pisaniu moja droga:*
    Jezujezu już to kocham i czekam z niecierpliwością na nowy rozdział!!!
    Wesołych Świąt, wiesz jak Cie kocham i podziwiam za Twoją twórczość,prawda?
    Jesteś NIESAMOWITA!
    Pozdrawiam i buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  9. Cudny...Czekam na następny *-*
    Olka:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Już na twoim poprzednim blogu napisałam, że kocham twoje opowiadanie, styl jakim piszesz. Mimo iż to dopiero początek twojego nowego opowiadania, ale już mogę wywnioskować, że będzie ono równie cudowne jak paradise. Mam nadzieję, że następny rozdział dodasz jak najszyciej. Najbardziej zaskoczyła mnie końcówka, która bardzo przypadła mi do gustu. wiele mogłabym wymieniać zalet twoich opowiadań, ale czas mnie goni. Pozdrawiam, buziaczki i oczywiście Wesołych świąt, wiele prezentów, Kate

    OdpowiedzUsuń
  11. Podryw siostry swojej zmarłej ukochanej, pół roku po jej śmierci? Nieładnie panie Malik. Nie wiem skąd bierzesz te genialne pomysły, naprawdę nie wiem. Chciałabym już wiedzieć co będzie dalej. Z chęcią będę czytała również to opowiadanie :)
    Kocham Cię za talent i pisarski i graficzny, już o tym wiesz :*
    Idealnie wczuwam się w Twoje opisy, emocje, które próbujesz przekazać.
    Daj coś następnego, bo zżera mnie ciekawość.
    Wesołych Świąt kochana <3
    I zapraszam do mnie.
    @Gattino_1D
    [spojrz-w-moje-oczy]
    [gotta-be-you-darling]

    OdpowiedzUsuń
  12. To już jutro! Omg :-* Kocham to. Wszystkiego Najlepszego! Przede wszystkim wam życzę zdrowia, bo ono jest najważniejsze, szczęścia, pomyślności, uśmiechu na twarzy, abyście nie przejmowały się opinią innych ludzi, którzy nie znaczą w waszym życiu zbyt wiele. Oni za was życia nie przeżyją, a wytykając komuś błędy, z pewnością sami próbują ukryć swoje niedoskonałości. Patrzcie przed siebie i otwarajcie rano oczy z myślą, że każdy następny dzień będzie lepszy od ostatniego. Dążcie do spełnienia swoich marzeń. Każdy je ma, a czasem nawet z pozoru najidiotyczniejsze okazują się niezapomniane. O e morde... Ależ to poetyckie. Sama się wzruszyłam jak to po raz pierwszy przeczytałam.
    Pozdrawiam. Vik <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Jezuu wchodzę tu co 10 mint i sprawdzam czy nie ma nowego rozdziału. Nie torturuj mnie dłużej. :-(
    Lexi ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze dzisiaj będzie rozdział ♥ Właśnie go tworzę ♥

      Usuń
  14. orzesz kurwa mac co on powiedział?????? ja bym mu w ryj strzelila;/
    :D ale to ja mnie nie ogarniesz:D

    OdpowiedzUsuń