Mam nadzieję, że Wasze święta były takie,
jakie sobie wymarzyłyście. Sam rozdział miał być w pierwszy
dzień świąt, ale wczesna wizyta gości pokrzyżowała mi trochę plany.
A więc spóźniłam się na święta, ale mam jeszcze szansę złożyć Wam życzenia na Nowy Rok.
A więc:
Życzę Tobie, moja kochana czytelniczko,
aby nigdy nie zabrakło Ci sił i odwagi do podejmowania ważnych decyzji,
żebyś spełniała swoje marzenia i nigdy nie przestawała marzyć,
miłości prawdziwej, niewymuszonej,
abyś potrafiła odnaleźć swój talent i go pielęgnować
i zdrowia, bo jeśli masz zdrowie, masz wszystko.
Nigdy nie zapominaj jak ważna i mile widziana tutaj jesteś.
Moje historie istnieją dla Ciebie, a mnie samej nigdy by tutaj nie było,
gdyby nie Ty.
Szczęśliwego Nowego Roku, czytelniczko!
♥
A rozdział jest dedykowany Stephie Ann
jakie sobie wymarzyłyście. Sam rozdział miał być w pierwszy
dzień świąt, ale wczesna wizyta gości pokrzyżowała mi trochę plany.
A więc spóźniłam się na święta, ale mam jeszcze szansę złożyć Wam życzenia na Nowy Rok.
A więc:
Życzę Tobie, moja kochana czytelniczko,
aby nigdy nie zabrakło Ci sił i odwagi do podejmowania ważnych decyzji,
żebyś spełniała swoje marzenia i nigdy nie przestawała marzyć,
miłości prawdziwej, niewymuszonej,
abyś potrafiła odnaleźć swój talent i go pielęgnować
i zdrowia, bo jeśli masz zdrowie, masz wszystko.
Nigdy nie zapominaj jak ważna i mile widziana tutaj jesteś.
Moje historie istnieją dla Ciebie, a mnie samej nigdy by tutaj nie było,
gdyby nie Ty.
Szczęśliwego Nowego Roku, czytelniczko!
♥
A rozdział jest dedykowany Stephie Ann
-Mylisz się kochana, ten komentarz to nie były
tylko puste słowa, to był powód, dla którego
z uśmiechem publikuję ten rozdział.
Bardzo Ci dziękuję za komentarz,który był
jednym z najpiękniejszych, jakie czytałam.
♥
z uśmiechem publikuję ten rozdział.
Bardzo Ci dziękuję za komentarz,który był
jednym z najpiękniejszych, jakie czytałam.
♥
Ściskałam telefon w dłoni. Słyszałam głośny oddech Zayna. Chłopak wstał naprzeciw mnie. Ledwie zauważalnie kręcił głową.
-Lepiej nie odbieraj- powiedział.
-Ale... Zayn mam złe przeczucie. A co jeśli coś złego mu się stało?
-Sam wybrał taką drogę- szepnął.- Chociaż to wciąż mój brat. Mój młodszy brat.
Zayn wahał się tak samo jak ja. Zacisnęłam zęby i odebrałam telefon.
-Tak?
W tle słyszałam uliczny gwar. Trąbienie, warkot silnika.
-Effie?- dosłyszałam przerażony głos Lucasa.- Muszę powiedzieć ci coś ważnego.
-Lucas, gdzie jesteś? Co się stało?
-Nie mam czasu, żeby ci wyjaśnić. On zaraz tu będzie. On wie o wszystkim- przerwał na moment.- Jesteś w niebezpieczeństwie, Ef. Z początku to miała być tylko młodzieńcza zabawa, ale przerodziła się ona w coś śmiertelnie poważnego. Chcę ci wyjaśnić, nic nie jest takie jak sądziłaś, Effie... To wszystko...
W tle rozległo się głośne trąbienie i dźwięk pędzącego samochodu. Wrzask przechodniów, cisza ze strony Lucasa, łomot i sygnał przerwanego połączenia.
Odsunęłam komórkę od siebie. Zamrugałam zaskoczona. W ogóle nie mogłam pojąć co się przed chwilą zdarzyło.
-Gdzie on jest?- zapytał Zayn.
-On...- urwałam niepewnie.- On chyba miał wypadek.
Zayn uniósł brwi. Zaśmiał się nerwowo. Pokręcił głową.
-Nie. To niemożliwe. Ten dupek zawsze miał szczęście.
Milczałam zdając sobie sprawę, że zareagowałam podobnie na wieść o Megan.
Ścinałam herbaciane róże w ogrodzie upajając się ich hipnotyzującym zapachem. Zauważyłam nadciągające, ciemne chmury. Musiałam się pospieszyć. Zebrałam spory bukiet róż w jedną dłoń. Zauważyłam, że ktoś stoi przy płocie. Zabrałam ostatnią różę i podeszłam w kierunku mężczyzny.
Ubrany był w ciemny, policyjny mundur. Zdjął z głowy czapkę i wszedł przez bramę.
-Komisarz Gregory Hale, czy pani to Effie Blake?
-Tak, a co się stało?- zapytałam ściskając pojedynczą różę.
-Chodzi o pani siostrę- wyprostował się.- Znaleźliśmy jej ciało w Jeziorze Północnym.
Zabrakło mi tchu.
-Ciało?- wypuściłam równo z płytkim westchnięciem.
-Pani siostra nie żyje.
Zacisnął szczękę i pokiwał głową na odchodne, zostawiając swoją wizytówkę w skrzynce. Widział, że ręce miałam pełne róż i nie mogłabym jej utrzymać. A więc zawiał wiatr porywając okruchy mojego serca. Zamknęłam oczy. Uśmiechnęłam się kręcąc głową.
-To niemożliwe. Ona żyje. Z pewnością. Zawsze była złotym dzieckiem losu, więc nikt nie mógł jej skrzywdzić.
Ale te łzy wylane już wiedziały, że Megan nie żyje. Wiedział tańczący wiatr i te ciemne chmury. Te ciemne chmury, które nadciągnęły z oddali informując mnie o wiele szybciej, że coś się zdarzyło. Że Megan nie żyje. Tylko po prostu ja nie potrafiłam ich słuchać.
Poczułam coś mokrego na swojej dłoni. Spojrzałam na nią, a moim oczom ukazała się czerwona wstęga krwi, płynąca spokojnie wzdłuż dłoni, mocząca jasne płatki róży swoim brudnym szkarłatem. Uniosłam splamioną różę i powąchałam ją.
-Pachnie zupełnie jak ty, Megan.
Zayn nic nie mówił, gdy jechaliśmy w stronę szpitala. Padał deszcz, zupełnie jak w moich wspomnieniach z tamtego dnia. Ciemne chmury znów przybyły do mnie, na nieszczęście. Zacisnęłam telefon w dłoni odsuwając od siebie chęć zapalenia. Lucas nie lubił gdy paliłam, a więc wolałam tego nie robić. Może miałam chore przeświadczenie, że i to mu zaszkodzi.
Szpital wyglądał przerażająco. Niechętnie do niego weszłam trzymając Zayna za rękę. Podejrzewałam, że tego potrzebował. Tak właściwie, ja również tego potrzebowałam.
Dotarliśmy na ostatnie, najwyższe piętro. Jedna z lamp migotała, dodając temu miejscu kolejnego, przerażającego efektu. Szliśmy wzdłuż korytarza, aż dotarliśmy do odpowiedniej sali. Przez w połowie oszkloną ścianę widziałam go na łóżku. Lucas, pomyślałam smutno nawołując jego imię. Leżał w bezruchu, w białej pościeli. Czarne włosy wydawały mi się matowe, a żyły na rękach bardziej widoczne niż kiedykolwiek. Niemalże czarny siniak pokrywał jego rękę, a lewe oko miał zaklejone. Maska tlenowa lekko wbijała się w skórę. Ledwie widoczny był jego oddech.
-Rozumiem, że pan jest bratem Lucasa?- zapytał lekarz zatrzymując się obok nas, spoglądając znad okularów zsuniętych na sam czubek nosa.
-Tak- wychrypiał Zayn.
-A pani?- skierowała swój wzrok na mnie.
-Ja- jęknęłam.
-To moja dziewczyna, przyjaciółka Lucasa.
-W takim razie poproszę pana ze mną.
Zayn przez chwilę się wahał. Ścisnął mocniej moją dłoń po czym ją puścił kierując się za lekarzem. Przez sekundę śledziłam wzrokiem jego plecy. Później skierowałam wzrok na poturbowaną sylwetkę Lucasa. Przycisnęłam dłoń do szyby.
-Obudź się, Luc- szepnęłam, a mój oddech pokrył szybę lekką parą.- Nie zostawiaj mnie.
Cały czas miałam nadzieję, że Lucas zaraz otworzy oczy. Że wstanie i do mnie podejdzie. Że wyjaśni wszystko, czego nie zdążył przez telefon.
-Nie! To niemożliwe!- usłyszałam w oddali głos Zayna.
Odwróciłam się od szyby i zobaczyłam nadchodzącego Malika. Przeczesał dłonią włosy, westchnął głęboko. Zmarszczyłam brwi i złapałam go za ramię.
-O co chodzi? Co powiedział lekarz?
Milczał zawzięcie, unikając mojego wzroku. Po prostu stał i wpatrywał się w swojego brata.
-Miał wypadek. Niektóre żebra pęknięte, krwotok i jeszcze wiele rzeczy, których nie rozumiałem...- recytował niczym maszyna.- Lekarz podejrzewa, że może także wystąpić zanik pamięci.
Zaschło mi w ustach. Doskonale. Czyli istnieje możliwość, że już się nie dowiem, o czym chciał mi powiedzieć przed wypadkiem.
-Jak silna może być ta niepamięć?
-Nie wiadomo. Okaże się, gdy się obudzi.
Oparł się przedramieniem o szybę i wypuścił głośno powietrze. Widziałam, że cierpi. Może nie chciał przyznać, ale martwił się o brata. Pomimo złych wspomnień i uczynków nadal byli braćmi. Nie mieli nikogo poza sobą.
-Zayn- szepnęłam.
Nie chciał na mnie spojrzeć. Zmrużyłam oczy przyglądając mu się. Czy te połyskujące drobiny sunące po jego policzku to łzy? Przysunęłam się do niego. Tak, to z pewnością były łzy. Przytuliłam się do jego boku.
-Nie płacz. Wszystko będzie w porządku. Lucas to twój brat. Da sobie...
Odwrócił się ode mnie i wysunął z moich objęć.
-Chcę pobyć chwilę sam- mruknął tylko znów unikając mojego spojrzenia.
Jak jakiejś cholernej meduzy.
-Jasne. Rozumiem.
Nie rozumiałam. On chciał być sam, a ja chciałam tylko się do niego przytulić. Nie chciałam po raz kolejny przeżywać bólu w samotności.
-Pójdę tylko na zewnątrz. Muszę zapalić- poinformowałam go.
-Nie. Zostajesz tutaj- warknął nadal gapiąc się na leżącego brata.
-Chciałeś pobyć sam, więc ci to umożliwiam. Zaraz wrócę.
I nie czekając na jego reakcję opuściłam oddział schodząc na parter.
Oparłam się o ścianę tuż obok rozsuwanych drzwi szpitala. Wyjęłam z paczki papierosa i zapaliłam go.
-Wybacz Lucas- mruknęłam pod nosem.
Ulewa nie ustawała. Niebo nadal płakało gorącymi strumieniami, uderzając we wszystko dookoła. Zamknęłam oczy wsłuchując się w ten płacz. Uspokajającą melodię deszczu przerwał stukot butów. Zacisnęłam mocniej powieki, próbując nie zwracać uwagi na intruza. Lecz ta osoba spokojnym krokiem zbliżała się do mnie. I nagle kroki ustały. Nie wiedząc dlaczego, ogarnął mnie niepokój.
-Nie przerywaj, słodziutka.
Miękki, niski ton głosu. Cytrusowy zapach. Ciepła dłoń dotknęła mojej twarzy wysuwając papierosa z mych ust. Nie mogłam się ruszyć. Otworzyłam oczy. Stał przede mną. W czarnej bluzie, z dużym kapturem nasuniętym na głowę. Zaciągnął się i pchnął w moją stronę obłok dymu. Patrzyłam na jego twarz szukając czegoś charakterystycznego, czegoś co pozwoliłoby mi go rozpoznać. Rzeczywiście. Jego rysy wydawały mi się znajome.
-Twój przyjaciel Lucas to straszny łajdak. Nie potrafi dotrzymywać obietnic- przysunął się bliżej, stając się jedynym obrazem, jaki mogłam zobaczyć.- Przysięgał, że nic ci nie powie. Przyznaję musiałem mu pomóc w dotrzymaniu tej obietnicy- uśmiechnął się lekko.- Ale za to w dotrzymaniu twoich nikt mu nie pomagał. No i parę razy puścił parę z ust.
-Łżesz! Lucas by tego nie zrobił!
-Tak?- oparł ręce obok mojej głowy.- Zapomniałaś, że nikomu nie powinnaś ufać Effie. Lucas powiedział mi o tobie wiele ciekawych rzeczy.
-Nie- pokręciłam głową.- Jesteś świrem. Wymyśliłeś sobie to wszystko.
-Och Effie- zaśmiał się cicho.- Masz bardzo ciekawe tajemnice- nagle wsunął nogę między moje uda.- A teraz dzielimy je we dwoje. Na początku była nas co prawda trójka, ale skoro Lucas wypadł...
-Nawet nie masz pojęcia, jak głęboko się pogrążasz. Każde słowo jest kolejnym dowodem na...
-Może i tak- przerwał mi.- Ale ty i tak nie odważysz się donieść.
-Czyżby?- uniosłam brew.- No to patrz.
Mocno go odepchnęłam i zbiegłam po kilku kamiennych stopniach. Nim zdążyłam przejść przez bramę zostałam mocno przyciągnięta do męskiego ciała. Jedna jego ręka przycisnęła się do mojego brzucha.
-Coś mi się wydaje, kochanie, że twoje serduszko zbyt szybko znika. Chyba musimy je poprawić- powoli zaczął wbijać palce w ranę powodując piekielny ból.
Zawyłam cierpiąc. Poczułam jak łza spływa po moim policzku. Nathan zacmokał.
-Jesteś taka piękna kiedy płaczesz- odsunął palce od rany.- Gdybyśmy nie byli na dworze...
-Jesteś sadystą- warknęłam.
Uśmiechnął się i chwycił mnie za brodę.
-Leć do tego frajera, złotko, zanim całe miasto dowie się jak wdałyście się z siostrą w krwiożerczą bójkę. Chyba to nie najlepsze zdarzenie do rozpamiętywania, skoro mordercy nie znaleziono, a Megan już jakiś czas wącha kwiatki od spodu.
Zamarłam nie mogąc nic zrobić. Ogrom jego wiedzy mnie przeraził. Czyżby Lucas naprawdę mu powiedział o wszystkim? O WSZYSTKIM?
-Zrozumiano?- obrócił mnie w swoją stronę.- No jazda złotko- klepnął mnie w tyłek, na co najchętniej wybiłabym mu wszystkie zęby.
Cała spięta i mokra od deszczu wróciłam do środka. Życie szpitalne niby toczyło się dalej. A moje? Czy moje życie nadal będzie toczyło się dalej? A może jednak stanęło w miejscu, zatrzymane przez brudną przeszłość?
-Lepiej nie odbieraj- powiedział.
-Ale... Zayn mam złe przeczucie. A co jeśli coś złego mu się stało?
-Sam wybrał taką drogę- szepnął.- Chociaż to wciąż mój brat. Mój młodszy brat.
Zayn wahał się tak samo jak ja. Zacisnęłam zęby i odebrałam telefon.
-Tak?
W tle słyszałam uliczny gwar. Trąbienie, warkot silnika.
-Effie?- dosłyszałam przerażony głos Lucasa.- Muszę powiedzieć ci coś ważnego.
-Lucas, gdzie jesteś? Co się stało?
-Nie mam czasu, żeby ci wyjaśnić. On zaraz tu będzie. On wie o wszystkim- przerwał na moment.- Jesteś w niebezpieczeństwie, Ef. Z początku to miała być tylko młodzieńcza zabawa, ale przerodziła się ona w coś śmiertelnie poważnego. Chcę ci wyjaśnić, nic nie jest takie jak sądziłaś, Effie... To wszystko...
W tle rozległo się głośne trąbienie i dźwięk pędzącego samochodu. Wrzask przechodniów, cisza ze strony Lucasa, łomot i sygnał przerwanego połączenia.
Odsunęłam komórkę od siebie. Zamrugałam zaskoczona. W ogóle nie mogłam pojąć co się przed chwilą zdarzyło.
-Gdzie on jest?- zapytał Zayn.
-On...- urwałam niepewnie.- On chyba miał wypadek.
Zayn uniósł brwi. Zaśmiał się nerwowo. Pokręcił głową.
-Nie. To niemożliwe. Ten dupek zawsze miał szczęście.
Milczałam zdając sobie sprawę, że zareagowałam podobnie na wieść o Megan.
Ścinałam herbaciane róże w ogrodzie upajając się ich hipnotyzującym zapachem. Zauważyłam nadciągające, ciemne chmury. Musiałam się pospieszyć. Zebrałam spory bukiet róż w jedną dłoń. Zauważyłam, że ktoś stoi przy płocie. Zabrałam ostatnią różę i podeszłam w kierunku mężczyzny.
Ubrany był w ciemny, policyjny mundur. Zdjął z głowy czapkę i wszedł przez bramę.
-Komisarz Gregory Hale, czy pani to Effie Blake?
-Tak, a co się stało?- zapytałam ściskając pojedynczą różę.
-Chodzi o pani siostrę- wyprostował się.- Znaleźliśmy jej ciało w Jeziorze Północnym.
Zabrakło mi tchu.
-Ciało?- wypuściłam równo z płytkim westchnięciem.
-Pani siostra nie żyje.
Zacisnął szczękę i pokiwał głową na odchodne, zostawiając swoją wizytówkę w skrzynce. Widział, że ręce miałam pełne róż i nie mogłabym jej utrzymać. A więc zawiał wiatr porywając okruchy mojego serca. Zamknęłam oczy. Uśmiechnęłam się kręcąc głową.
-To niemożliwe. Ona żyje. Z pewnością. Zawsze była złotym dzieckiem losu, więc nikt nie mógł jej skrzywdzić.
Ale te łzy wylane już wiedziały, że Megan nie żyje. Wiedział tańczący wiatr i te ciemne chmury. Te ciemne chmury, które nadciągnęły z oddali informując mnie o wiele szybciej, że coś się zdarzyło. Że Megan nie żyje. Tylko po prostu ja nie potrafiłam ich słuchać.
Poczułam coś mokrego na swojej dłoni. Spojrzałam na nią, a moim oczom ukazała się czerwona wstęga krwi, płynąca spokojnie wzdłuż dłoni, mocząca jasne płatki róży swoim brudnym szkarłatem. Uniosłam splamioną różę i powąchałam ją.
-Pachnie zupełnie jak ty, Megan.
Zayn nic nie mówił, gdy jechaliśmy w stronę szpitala. Padał deszcz, zupełnie jak w moich wspomnieniach z tamtego dnia. Ciemne chmury znów przybyły do mnie, na nieszczęście. Zacisnęłam telefon w dłoni odsuwając od siebie chęć zapalenia. Lucas nie lubił gdy paliłam, a więc wolałam tego nie robić. Może miałam chore przeświadczenie, że i to mu zaszkodzi.
Szpital wyglądał przerażająco. Niechętnie do niego weszłam trzymając Zayna za rękę. Podejrzewałam, że tego potrzebował. Tak właściwie, ja również tego potrzebowałam.
Dotarliśmy na ostatnie, najwyższe piętro. Jedna z lamp migotała, dodając temu miejscu kolejnego, przerażającego efektu. Szliśmy wzdłuż korytarza, aż dotarliśmy do odpowiedniej sali. Przez w połowie oszkloną ścianę widziałam go na łóżku. Lucas, pomyślałam smutno nawołując jego imię. Leżał w bezruchu, w białej pościeli. Czarne włosy wydawały mi się matowe, a żyły na rękach bardziej widoczne niż kiedykolwiek. Niemalże czarny siniak pokrywał jego rękę, a lewe oko miał zaklejone. Maska tlenowa lekko wbijała się w skórę. Ledwie widoczny był jego oddech.
-Rozumiem, że pan jest bratem Lucasa?- zapytał lekarz zatrzymując się obok nas, spoglądając znad okularów zsuniętych na sam czubek nosa.
-Tak- wychrypiał Zayn.
-A pani?- skierowała swój wzrok na mnie.
-Ja- jęknęłam.
-To moja dziewczyna, przyjaciółka Lucasa.
-W takim razie poproszę pana ze mną.
Zayn przez chwilę się wahał. Ścisnął mocniej moją dłoń po czym ją puścił kierując się za lekarzem. Przez sekundę śledziłam wzrokiem jego plecy. Później skierowałam wzrok na poturbowaną sylwetkę Lucasa. Przycisnęłam dłoń do szyby.
-Obudź się, Luc- szepnęłam, a mój oddech pokrył szybę lekką parą.- Nie zostawiaj mnie.
Cały czas miałam nadzieję, że Lucas zaraz otworzy oczy. Że wstanie i do mnie podejdzie. Że wyjaśni wszystko, czego nie zdążył przez telefon.
-Nie! To niemożliwe!- usłyszałam w oddali głos Zayna.
Odwróciłam się od szyby i zobaczyłam nadchodzącego Malika. Przeczesał dłonią włosy, westchnął głęboko. Zmarszczyłam brwi i złapałam go za ramię.
-O co chodzi? Co powiedział lekarz?
Milczał zawzięcie, unikając mojego wzroku. Po prostu stał i wpatrywał się w swojego brata.
-Miał wypadek. Niektóre żebra pęknięte, krwotok i jeszcze wiele rzeczy, których nie rozumiałem...- recytował niczym maszyna.- Lekarz podejrzewa, że może także wystąpić zanik pamięci.
Zaschło mi w ustach. Doskonale. Czyli istnieje możliwość, że już się nie dowiem, o czym chciał mi powiedzieć przed wypadkiem.
-Jak silna może być ta niepamięć?
-Nie wiadomo. Okaże się, gdy się obudzi.
Oparł się przedramieniem o szybę i wypuścił głośno powietrze. Widziałam, że cierpi. Może nie chciał przyznać, ale martwił się o brata. Pomimo złych wspomnień i uczynków nadal byli braćmi. Nie mieli nikogo poza sobą.
-Zayn- szepnęłam.
Nie chciał na mnie spojrzeć. Zmrużyłam oczy przyglądając mu się. Czy te połyskujące drobiny sunące po jego policzku to łzy? Przysunęłam się do niego. Tak, to z pewnością były łzy. Przytuliłam się do jego boku.
-Nie płacz. Wszystko będzie w porządku. Lucas to twój brat. Da sobie...
Odwrócił się ode mnie i wysunął z moich objęć.
-Chcę pobyć chwilę sam- mruknął tylko znów unikając mojego spojrzenia.
Jak jakiejś cholernej meduzy.
-Jasne. Rozumiem.
Nie rozumiałam. On chciał być sam, a ja chciałam tylko się do niego przytulić. Nie chciałam po raz kolejny przeżywać bólu w samotności.
-Pójdę tylko na zewnątrz. Muszę zapalić- poinformowałam go.
-Nie. Zostajesz tutaj- warknął nadal gapiąc się na leżącego brata.
-Chciałeś pobyć sam, więc ci to umożliwiam. Zaraz wrócę.
I nie czekając na jego reakcję opuściłam oddział schodząc na parter.
Oparłam się o ścianę tuż obok rozsuwanych drzwi szpitala. Wyjęłam z paczki papierosa i zapaliłam go.
-Wybacz Lucas- mruknęłam pod nosem.
Ulewa nie ustawała. Niebo nadal płakało gorącymi strumieniami, uderzając we wszystko dookoła. Zamknęłam oczy wsłuchując się w ten płacz. Uspokajającą melodię deszczu przerwał stukot butów. Zacisnęłam mocniej powieki, próbując nie zwracać uwagi na intruza. Lecz ta osoba spokojnym krokiem zbliżała się do mnie. I nagle kroki ustały. Nie wiedząc dlaczego, ogarnął mnie niepokój.
-Nie przerywaj, słodziutka.
Miękki, niski ton głosu. Cytrusowy zapach. Ciepła dłoń dotknęła mojej twarzy wysuwając papierosa z mych ust. Nie mogłam się ruszyć. Otworzyłam oczy. Stał przede mną. W czarnej bluzie, z dużym kapturem nasuniętym na głowę. Zaciągnął się i pchnął w moją stronę obłok dymu. Patrzyłam na jego twarz szukając czegoś charakterystycznego, czegoś co pozwoliłoby mi go rozpoznać. Rzeczywiście. Jego rysy wydawały mi się znajome.
-Twój przyjaciel Lucas to straszny łajdak. Nie potrafi dotrzymywać obietnic- przysunął się bliżej, stając się jedynym obrazem, jaki mogłam zobaczyć.- Przysięgał, że nic ci nie powie. Przyznaję musiałem mu pomóc w dotrzymaniu tej obietnicy- uśmiechnął się lekko.- Ale za to w dotrzymaniu twoich nikt mu nie pomagał. No i parę razy puścił parę z ust.
-Łżesz! Lucas by tego nie zrobił!
-Tak?- oparł ręce obok mojej głowy.- Zapomniałaś, że nikomu nie powinnaś ufać Effie. Lucas powiedział mi o tobie wiele ciekawych rzeczy.
-Nie- pokręciłam głową.- Jesteś świrem. Wymyśliłeś sobie to wszystko.
-Och Effie- zaśmiał się cicho.- Masz bardzo ciekawe tajemnice- nagle wsunął nogę między moje uda.- A teraz dzielimy je we dwoje. Na początku była nas co prawda trójka, ale skoro Lucas wypadł...
-Nawet nie masz pojęcia, jak głęboko się pogrążasz. Każde słowo jest kolejnym dowodem na...
-Może i tak- przerwał mi.- Ale ty i tak nie odważysz się donieść.
-Czyżby?- uniosłam brew.- No to patrz.
Mocno go odepchnęłam i zbiegłam po kilku kamiennych stopniach. Nim zdążyłam przejść przez bramę zostałam mocno przyciągnięta do męskiego ciała. Jedna jego ręka przycisnęła się do mojego brzucha.
-Coś mi się wydaje, kochanie, że twoje serduszko zbyt szybko znika. Chyba musimy je poprawić- powoli zaczął wbijać palce w ranę powodując piekielny ból.
Zawyłam cierpiąc. Poczułam jak łza spływa po moim policzku. Nathan zacmokał.
-Jesteś taka piękna kiedy płaczesz- odsunął palce od rany.- Gdybyśmy nie byli na dworze...
-Jesteś sadystą- warknęłam.
Uśmiechnął się i chwycił mnie za brodę.
-Leć do tego frajera, złotko, zanim całe miasto dowie się jak wdałyście się z siostrą w krwiożerczą bójkę. Chyba to nie najlepsze zdarzenie do rozpamiętywania, skoro mordercy nie znaleziono, a Megan już jakiś czas wącha kwiatki od spodu.
Zamarłam nie mogąc nic zrobić. Ogrom jego wiedzy mnie przeraził. Czyżby Lucas naprawdę mu powiedział o wszystkim? O WSZYSTKIM?
-Zrozumiano?- obrócił mnie w swoją stronę.- No jazda złotko- klepnął mnie w tyłek, na co najchętniej wybiłabym mu wszystkie zęby.
Cała spięta i mokra od deszczu wróciłam do środka. Życie szpitalne niby toczyło się dalej. A moje? Czy moje życie nadal będzie toczyło się dalej? A może jednak stanęło w miejscu, zatrzymane przez brudną przeszłość?
*.* Szczerze? Nie mam pojęcia, co znaczyły słowa Nathana, ale jeżeli znaczą to, o czym myślę, to... O mój Boże... Obym źle myślała.
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny, jak zawsze ;** Nie mogę się doczekać następnego <3
Już myślałam że zapomnisz o tym blogu, na szczęście tak się nie stało :)rozdział świetny, czekam na następny :D
OdpowiedzUsuńO kur.. czy ja dobrze zrozumiałam!? Chyba nie.. w sumie to mam kilka teorii, ciekawe która bedzie dobra.. szkoda mi roche Luca, ale tak w sumie zasłużył sobie. Świetny rozdział czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńMoja droga, rozdzial wyszedl Ci fantastyczy, tyle sie w nim dzieje. Nagle zrobilo mi sie szkoda Zayna, widac ze martwi sie o brata. Ja rowniez zastanawiam sie nad rozmowa Effie i Nathana. I nie wiem jak mam to rozumieć. Mam nadzieje, ze to wszystko sie wyjasni, bo jestem bardzo ciekawa o co w tym wszystkim chodzi. Dziekuje za życzenia i ja również życzę Ci wszystkiego dobrego w Nowym Roku, samych sukcesow oraz wspanialych chwil, duzo wytrwałości i weny! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Asiek.
Szczerze? Zatkało mnie. Zaczynam co raz mniej rozumieć. A Luc, jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie ;-) I jestem pod meeeega wrażeniem! Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Całuję, i zapraszam do mnie :*
OdpowiedzUsuńWOW. Ten rozdział zbił mnie z nóg, dosłownie.
OdpowiedzUsuńA dolną szczękę musiałam poszukać pod biurkiem. Nie no co jak co, ale potrafisz utrzymać w napięciu i mącisz myśli, oj mącisz...
Jestem ciekawa jak będzie dalej. No nic czas czekać na następny. Choć, już nie mogę się doczekać, mam nadzieję, że jakoś wytrwam. ;)
świetny! jedno z najlepszych opowiadań jakie czytałam!
OdpowiedzUsuńŚwietny, jak zawsze!!
OdpowiedzUsuńOpowiadanie świetne , dziś je odkryłam nie mam pojęcia jakim cudem ale świetne jest bardzo mi sie podoba boska historia i wgl brak słów do opisania po prostu Wesołego Nowego roku ,weny
OdpowiedzUsuńCzekam na następny ;3
matko to jest świetne. Widać że masz to zaplanowane od początku do końca i myślisz nad tym co piszesz, a nie jak niektóre osoby. W każdym rozdziale informujesz nas o czymś, ale nadal nie wiemy tych ważnych rzeczy, które ukrywasz heuheu. To jest niesamowite jak talent i wyobraźnia mogą działać na nasze odczucia. Czytałam to opowiadanie kilka razy i tak w kółko i za każdym razem próbuję coś ustalić ale mi nie wychodzi. Jesteś genialna i jedyne co mogę powiedzieć to dziękuje <3
OdpowiedzUsuńWitam! Zostałaś nominowana przez nas do Liebster Blog Award. Nie wiem czy bierzesz w tym udział, a więcej informacji u nas :)
OdpowiedzUsuńhttp://lithium-bad.blogspot.com/2015/01/liebster-blog-award.html
Pozdrawiamy i życzymy weny :)
Nie wierzę... To opowiadanie jest... takie dynamiczne i cudowne... Wystarczył tylko jeden wieczór i pochłonęłam je całe... I nie wyobrażam sobie, że mogłabyś przestać pisać !
OdpowiedzUsuńJest ono takie... no nie wiem... aż brak mi słów... Proszę, nawet nie myśl, że możesz przestać je pisać ! Bo znajdę twój dom ;) Nigdy, nawet nie myślę, że mogła bym napisać cokolwiek zbliżonemu temu... Jesteś wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju... I charakter twojego pisma jest wyjątkowy... Więc mogę ujawnić w tej chwili swoją ciemną, egoistyczną stronę i nie pozwolić Ci przestać pisać, a jeśli to zrobisz nie zawaham się przed niczym :D Życzę duuużo weny i nowych rozdziałów ;3
Rozdział jak zawsze świetny czekam na next oby byl tak samo świetny jak ten :*
OdpowiedzUsuńRozdział świetny zresztą jak wszystkie poprzednie, ale ja zadaję sobie ciagle jedno pytanie.... GDZIE DO CHOLERY KOLEJNY?!
OdpowiedzUsuńPopieram.
Usuń